blad

Strona GlownaArtykulyLowiskaGaleriaFilmikiTeamCiekawostki

 

Zasiadka na wodzie PZW

 

https://lh5.googleusercontent.com/-P5IdhTbFbC8/Uc_K04grj8I/AAAAAAAAAMs/_vDKsCLftkA/w711-h533-no/ja+1.JPG To był długi tydzień, ale cel był jeden- karp z dzikiej wody.
Miejsce gdzie próbowaliśmy łowić karpie nęcone było już od tygodnia, bo Janek tydzień wcześniej posiedział 3 dni bez wyników.  Od jego ostatniej nocki, zaczęliśmy nęcenie dywanowe. Do wody poszło na początku kilka wiader kukurydzy.

Następnie na dwa dni przed zasiadką, kukurydza poszła w odstawkę, a do wody poszły kulaski i pellet. Ciężko dzisiaj oszacować ile kilogramów, ale na pewno sporo. W końcu nadchodzi piątek i siadamy.  Jest nas trzech oprócz mnie i Janka, zgodziliśmy się żeby usiadł z nami mój znajomy. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że będziemy żałowali tej decyzji, a przede wszystkim Ja, bo to jednak mój znajomy był. Zgodziliśmy się, bo i tak wiedział, że tu nęcimy, bo nas widział. Dzień przed zasiadką usiadł sobie z wieczora w naszym miejscu i wyjął leszcza 4,80kg i 80cm.

Janek wziął skrajną miejscówkę po prawej stronie, kolega skrajną po lewej, a ja byłem w środku.
Na początek wywiozłem zestawy, na każdy poszło po dwie garście pokruszonych kulek i drobnego pelletu mainline cell. Na pierwszy zestaw kulka TB doskonała truskawka pływak, a na drugi kulka tonąca. Nazwy firmy i smaku nie pamiętam, ale jakiś śmierdziel przywieziony z Anglii przez mojego znajomego, przesypałem do pudełek i zapomniałem co to jest :)
Kolega jeden zestaw zostawił na leszcze, a na drugi karpiowy poprosił, żebym założył mu jakieś kulki. Założyłem mu bałwanka tonąca o smak kraba(kulki też z Anglii i też nie pamiętam nazwy firmy) plus pływak blue squid firmy ccMoore. Wywiozłem mu i zasypałem tym samym co u siebie.

Wędki w wodzie , więc czas rozbić obóz. W trakcie rozbijania parasoli, kolega wyjął pierwszego leszcza. Taki około 65 cm. Jako, że nie jestem nietoperzem, ani sową też nie, to o 22 zainstalowałem się w śpiworze. Nocka co prawda była ciepła, ale unosząca się nad woda mgiełka sprawiła, że zrobiło się wilgotno i nieprzyjemnie. Dalej od wody było super.  Około 3 nad ranem budzi mnie poruszenie na brzegu. Mój kolega coś holuje, mówi że to duży leszcz, ale ja od razu widzę, że z leszczem ma to niewiele wspólnego. Mówię mu, że albo ma karpia, albo bardzo dużego lina. Janek siedział w namiocie. Po kilku minutach okazuje się, ze jednak miałem rację i w podbieraku ląduje karp, równe 5 kg. Został złowiony na zestaw z kulkami, które założyłem koledze. Janek jak usłyszał, że karp to od razu wygramolił się z namiotu. Kolega wypina karpia, a my mu, żeby poczekał, to zrobimy kilka zdjęć i do wody. A on że nie, że go zabiera. Zjeżyłem się jak nigdy, po Janku widać, że też się zdenerwował.
-Jak to zabierasz mówię, puść go my nie zabieramy karpi, a skoro Ci pozwoliliśmy z nami usiąść o powinieneś to uszanować i go puścić.
-Ale to mój pierwszy karp
- to tym bardziej go puść, daj buzi i do wody
- ale ja już pewnie nigdy więcej nie złowię karpia
- jak go zabierzesz to tego na pewno już nie zabierzesz, a tak będziesz miał szansę jeszcze go złowić jak podrośnie
- nie, musze zabrać, bo nikt mi nie uwierzy, że go złowiłem
- ale my jesteśmy świadkami i będziesz miał zdjęcia
- to nie to samo
Niestety gadanie jak ze ścianą, karpik trafił do siatki. mało tego okazało się , że jak spałem kolega złowił jeszcze 2 leszcze miedzy 60 a 70 cm i płoć powyżej 30. Mówię mu wypuść tego karpia, masz leszcze, wczoraj też miałeś leszcze 5kg, po co Ci tyle mięsa. Nic nie powiedział, wrzucił karpia do siatki i zaczął grzebać przy wędce. Wróciliśmy z Jankiem do swoich namiotów i znów zapanowała grobowa cisza.  Nagle u mnie odjazd, sygnalizator piszczy. Dobiegam docinam i jednocześnie chcę zamknąć wolny bieg korbką, ale niestety szpula dalej się obraca. Nowy kołowrotek, a cos jest nie tak. Zamykam ręcznie i jeszcze raz lekko docinam. Ryba jedzie na hamulcu, a ja próbuje go wyregulować(nowy kołowrotek pierwszy raz na rybach i zapomniałem wyregulować hamulec przed łowieniem)  i gdy wydawało mi się, że już wszystko ok - luz. Ryba się wypięła, nie zdążyłem jej nawet na chwilkę zatrzymać, wyskoczyła w pełnym biegu. Najpierw bura od Janka, a potem mam pretensje sam do siebie, bo od początku do końca wszystko było źle i nie miałem prawa tej ryby wyholować.  A ryba była ładna, czułem jej moc w czasie odjazu. Pierwszy raz w tym roku na karpiach i taki pech, a mogło być tak pięknie. Chwilę później kolega zrozumiał chyba w końcu, że już nie jest mile widziany w naszym towarzystwie i zaczyna się zwijać. Próbujemy, go jeszcze nakłonić, ale nic to nie dało. Zabrał wszystkie ryby i  się zwinął.  Nawet nie dał zdjęć zrobić. Janek złorzeczył, żeby ość stanęła mu w gardle od karpia, ale nic to nie dało, bo spotkałem go w środę w kole i miał się dobrze. Dałem mu jeszcze jasno do zrozumienia, że więcej ze mną na ryby nie ma co liczyć. Wydawał się taki normalny i w porządku, dlatego obiecałem mu że pokaże mu jak się łapie ryby. I okazało się że pokazałem mu zdecydowanie za dużo.
https://lh5.googleusercontent.com/-b5KmJQY_mng/Uc_LQdH72II/AAAAAAAAAM0/KZa1TM8-IDA/w711-h533-no/P6270259.jpg

O 8 zwijam zestawy odkładam na podpórki i zostawiam pod opieka Janka, a sam jadę załatwić kilka spraw. Wracam około 17 z bratem i kuzynem. Oni przynajmniej nie zabijają karpi. Wyrzucają dwa feedery na leszcze i siadają z browarkami u Janka. Pod moją nieobecność Janek złowił kolejnego leszcza 70cm. Podsumowując pierwszą noc i pierwszy dzień, wygląda to optymistycznie. Prócz leszczy w łowisku kręcą się karpie. Jeden niestety zabity, jeden spięty, ale prócz tego widzieliśmy kilka ryb, które się spławiały. Było je widać i słychać.

U Janka robiło się coraz weselej, młodzi prócz piwa mieli jeszcze coś mocniejszego i nabierali rozpędu. Ryby nie przeszkadzały, a nam czas płynął na wesoło. Około 22 mój brat stwierdził, że ma dosyć i jedzie do domu, bo chce się wyspać, bo rano mamy jechać na zawody Pomorskiego Przewodnika Wędkarskiego ( ostatecznie i tak nie wstał). Odwiązałem go do domu, a jak wróciłem to chłopaki złowili po jednym leszczu 60+.  Jako że już po 22, a jak pisałem nietoperzem nie jestem, ponownie zainstalowałem się w śpiworze. Sprawdziłem jeszcze tylko sygnałki  i centralkę, wszystko grało.  O 1 w nocy przyjechał kolejny znajomy na leszcze. Karpie niestety nie brały, ale za to chłopaki połapali leszczy. Łącznie kilkanaście sztuk w przedziale 50-70cm. Ja żeby wyeliminować samo zacięcia leszcze zakładałem duże kulki i haki z długimi włosami. Pomogło, nie zapiał mi się żaden leszcz, choć brań kilka było. O 4 się zawijamy, po drodze na zawody musze zabrać jeszcze Sebę od nas z portalu/teamu.
Janek siedział do 10, ale więcej brań się nie doczekał.
https://lh3.googleusercontent.com/-t_6AhZnl0As/Uc_LY16n4mI/AAAAAAAAAM8/xi8iBxcT5mQ/w711-h533-no/IMGP1776.jpg
Po zawodach nie mogłem usiedzieć w domu, tym bardziej, że w trakcie zawodów pogadałem z Sebą i ten ciągle mi mówił, jedź bo dzisiaj się może coś dziać. O 19 z Sebą zgadaliśmy się przez przypadek na PPW, pytam czy nie chce jechać, pewnie nawet nie zdążył mrugnąć. Zgodził się od razu. Około 20.30 byłe u niego, szybkie pakowanie i nad jezioro. O 22 wszystkie zestawy były w wodzie, a my zalęgliśmy pod parasolami.  Niestety prócz jednego leszcze i kilku leszczowych pociągnięć, nie złowiliśmy nic godnego uwagi. Chociaż po raz kolejny karpie było widać i słychać. O 9 powrót do domu.
Został ostatni tydzień wolności, bo w piątek przyjeżdża moja kobieta, a jak na złość przyszło załamanie pogody i zaczęło padać. W środę z Jankiem postanawiamy, posypać grubo naszym miśkom. Deszcz zacinał niemiłosiernie, po 20 minutach nęcenia, byłem cały mokry. Janek ma w planach siadać w piątek na kilka dni, ja ostatnia wolna noc mam w czwartek. To moja jedyna szansa cos złowić. Po 19 jestem nad jeziorem. Najpierw do wody zestawy. Tym razem jestem sam więc bez wywożenia, z woreczkami pva. Zestawy identyczne jak w piątek.  Truskawka TB i nieznana kulka.

Zestawy w wodzie, więc rozbijam parasol. Minęło może z 15 - 20 minut, gdy na truskawce najpierw pojedyncze pikniecie, a potem odjazd na maksa. Doskakuję do kija i tym razem nie popełniam już błędu z wolnym biegiem, delikatne zacięcie i siedzi. Hamulec tym razem tez ustawiony jak należy. Już nie musze nic kombinować, pięknie gra muzyka dla moich uszu. Teraz mogę się skupić na holu ryby.
Miejsce gdzie miałem postawione wędki było dosyć szerokie, po obu stronach w wodę wychodził pas zielska szeroki na kilka metrów od brzegu. Zawsze już tak jest, że jak jadę sam nieprzygotowany na karpie, to mam ryby. Tym razem jest podobnie. Podbierak pożyczyłem, maty zapomniałem, bo się suszyła na balkonie. Ubrany byłem w buty wojskowe, woderów nie wziąłem z lenistwa. No cóż jest ciężko, ale mam plan. Najpierw dzwonię spokojnie do Janka i mówię mu, żeby wziął aparat i przyjeżdżał, bo mam karpia. Akurat kulał kulki. Plan jest prosty, tak holować rybę, żeby spokojnie sobie wprowadzić ją na koniec w tą szeroką wnękę gdzie stoję z wędkami. Ale ryba też miała swój plan i był on zupełnie inny od mojego. Nie uciekała w jezioro tylko zaczęła szybko płynąć w prawo wzdłuż brzegu, niebezpiecznie zbliżając się do zarośli. Musiałem szybko korygować swoje poczynania, a gdy dobiegłem do pierwszych drzew przez które nie byłem w stanie przełożyć kija, skończyła mi się koncepcja. O nie pomyślałem sobie, nie stracę drugiej ryby w tym roku, przez głupi błąd, albo moje zaniedbanie jak w tym wypadku. I wiele się nie zastanawiając pakuję się do wody, najpierw płytko, tylko tyle, że woda wlała mi się w buty. ale im bliżej zielska była ryba, tym bardziej musiałem wchodzić do wody, nawet nie wiem kiedy miałem ją powyżej pasa.  Raz się żyje pomyślałem, a karpie na dzikich wodach nie biorą codziennie. Znajomi po kilkanaście nocek w tym roku mają zaliczone i nawet ogona karpiowego nie widzieli. Ryba już jest blisko, pływa w prawo i w lewo, ale z każdą sekundą opada z sił. Po mojej prawej stronie mam nie za szeroką wnękę między zielskami. Tam mam zamiar wprowadzić karpia i delikatnie podebrać go rękoma na płyciźnie. Po chwili udało mi się tego do konać i rybka wylądowała na brzegu. Niestety brak maty i musiałem położyć go w trawie, na szczęście przy brzegu była mokra. Skoczyłem po worek i i do wody. Zdążyłem wyrzucić z powrotem kija, gdy przyjechał Janek. Szybka sesja z rybką ważenie, w worku waga pokazuje prawie 8 kg i na koniec zwracam jej wolność. Odpływa w dobrej kondycji. Janek przywiózł mi podbierak. Podziękowałem mu za wszystko i pojechał dalej robić kulki.  Około 22 miał do mnie, przyjechać znajomy, który z soboty na niedzielę łowi koło nas leszcze. Poprosiłem go o jakieś suche kalosze, bo ciuchy na przebranie miałem. gdy schowało się słońce za lasem, zaczęło się robić zimno a ja postanowiłem powoli przebrać się w coś suchego.  Byłem praktycznie w samych gatkach i koszulce gdy na kiju z nieznaną kulką honger najpierw opadł, potem podskoczył i znowu opadł. Byłem pewien, że to leszcz się zapiał. Zamknąłem wolny bieg i uniosłem kija do góry. Jakież było moje zdziwienie, gdy w tym momencie zaczął się odjazd.  No karp i jedzie sobie w siną dal.  Wogule to karpie były dzisiaj w porządku, ani ten pierwszy ani ten drugi nie wpłynął mi w drugi zestaw, w trakcie ucieczki wybierały przeciwny kierunek. Ale wracając do ryby. Spokojnie sobie odpływa na dobrze ustawionym hamulcu, a ja telefon i do Janka, że siedzi drugi. Tym razem nic nie planuję, podbierak pod pachę i pakuję się w samych gaciach na skraj zielska i tam czekam na mojego przeciwnika. Woda cieplutka, ale powietrze już się ochłodziło. A bestia na końcu zestawu nie chcę się poddać. Daje mi odczuć, że jego walka toczy się o życie, a ja walczę tylko o kilka zdjęć z pokonanym przeciwnikiem.  Po kilku minutach jednak musi skapitulować, szybkim ruchem wprowadzam go do podbieraka i maszeruję na brzeg. Przeładunek do worka i do wody.  A ja pod parasol, szybko się ubrać w suche ciuchy. Przyjeżdża Marcin, i już mam suche kaloszki, a to ważna rzecz, żeby suche nogi mieć. Marcin zrobił 2-3 fotki karpia i zostawiliśmy go do rana w worku. Janek by mi nie darował jakby go nie zobaczył i zdjęć nie zrobił. Do rana prócz kilku spławek i 2 leszczy wyjętych przez Marcina 55 i 70 cm nic godnego uwagi się już nie wydarzyło.

https://lh5.googleusercontent.com/-Dj-z-bUGPuU/Uc_LowqJfjI/AAAAAAAAANM/Z53MIfjH6bw/w711-h533-no/IMGP1783.jpg

O 4 zaczęliśmy się zwijać. Przyjechał Janek i porobiliśmy zdjęcia, a karp w doskonałej kondycji wrócił do wody.  Waga pokazała 20 deko mniej od poprzedniego 7,5kg. Pewnie stado z jednego zarybienia mi się trafiło. Pierwszy raz na wodach PZW udało mi się złowić dwa karpie w tak krótkim odstępie czasu, w trakcie kilku godzinnej zasiadki.
Za brak maty przepraszam, ale na karpie tak rzadko jeżdżę sam,  inna sprawa, że niespecjalnie lubię sam jeździć, z druga osobą zawsze łatwiej, szczególnie w nocy, dlatego często  zapominam o takich podstawowych rzeczach. Zazwyczaj jeżdżę z Jankiem i to On zabiera podstawowe rzeczy (maty, podbieraki, wagi, aparat, parasol), żebyśmy się nie dublowali i nie brali niepotrzebnie nadmiaru sprzętu.

Można powiedzieć, że od Janka jestem uzależniony w moich karpiowych łowach i jemu chciałbym podziękować za te dwa wypracowane miśki. Bez niego już dawno mogło by mi zabraknąć motywacji .
Nazwy jeziora nie podałem celowo, bo i tak większość z was wie które to, a czasami różni ludzie czytają fora ;)

https://lh4.googleusercontent.com/-omWEz__tgOc/Uc_LxgRtpdI/AAAAAAAAANU/6Dyco-dv1WI/w711-h533-no/P6270260.jpghttps://lh5.googleusercontent.com/--N0IlYRtHjY/Uc_L4BMsN_I/AAAAAAAAANc/CLL-VGRrtQg/w711-h533-no/Zdj%25C4%2599cie0134.jpghttps://lh5.googleusercontent.com/-QV2rkVkasDk/Uc_L-ClgWFI/AAAAAAAAANk/7-IJrTKv-eE/w711-h533-no/IMGP1784.jpghttps://lh4.googleusercontent.com/-bVtqtLTYlQc/Uc_MEIE1PNI/AAAAAAAAANs/ygFEA4KJcuk/w711-h533-no/ja+1.JPGhttps://lh4.googleusercontent.com/-ApMHhcm0CUQ/Uc_MK_4Yb9I/AAAAAAAAAN0/JCHCfxboS90/w711-h533-no/ja.jpghttps://lh5.googleusercontent.com/-hk9gnOPPnWI/Uc_MP1WFOcI/AAAAAAAAAN8/UdPLdW1sXFI/w711-h533-no/leszek.jpg