blad

Strona GlownaArtykulyLowiskaGaleriaFilmikiTeamCiekawostki

 

Nieplanowane łowy.

 

      Jak u każdego większość czasu zajmuje nam praca i rodzina, a zasiadki planuje się może ze dwie w ciągu roku.  Reszta wyjazdów przeważnie jest na ostatnią chwilę.  Tak też się stało i tym razem. Otrzymałem telefon od Darka co słychać, coś planujemy? Okazało się, że mamy wolny piątek i długo się nie zastanawialiśmy. Wyjazd na karpia, ale gdzie??  Stwierdziliśmy razem, że może coś nowego, tam gdzie nigdy nie byliśmy. Po chwili namysłu powiedziałem do Darka: przygotuj się, rano będę po Ciebie. Tak też zrobiłem. Spakowałem się dzień wcześniej i wczesnym rankiem odebrałem kolegę z domu. Gdy zajechaliśmy nad wodę oczywiście jak zawsze na nowej wodzie odbył się rekonesans. Idziemy brzegiem jeziora już typując potencjalne miejscówki. Gdy tak chodzimy dociera Marcin właściciel dwóch pięknych jezior. Wody bardzo fajne zagospodarowane przez ich kształt, ponieważ są one w kształcie wydłużonym. Typowo kameralne wody typu angielskiego. Lubię takie :)))) Marcin opowiada nam historie tych zbiorników ,ale nas interesuje czy pływają tu stare karpie z przed lat. Jak to zawsze bywa  z jeziorami zawsze związane są jakieś historie i legendy.... Otrzymaliśmy pozytywną odpowiedz---Są i co nie którzy mieli już okazje się z nimi zmierzyć, ale maty żaden nie zobaczył :-)

 

1956871_1507745346177497_1655399441070809928_o.jpg

 

 

Długo się nie zastanawiamy i idziemy rozbijać obozowisko i jak zawsze na wspólnych zasiadkach losujemy po której stronie kto będzie łowił. Darek po prawej tak jak chciał, ja po lewej i też tak chciałem łowić. Ponton napompowany. Teraz wybieramy miejscówki, markerujemy, dobieramy przypony do dna i specyfiki miejsca. Darek ma fajne miejsce z powalonym drzewem przy którym widać ruch karpi. Kilka spławów w tym miejscu to potwierdza. Pierwsza doba jest loterią czy dobrze wszystko dopasowaliśmy (zanęta, przynęta). Nie musieliśmy długo czekać, bo po ostatnim zestawie, który wywoziliśmy, właśnie na niego po godzince pierwszy wyjazd. Myślałem, że Darkowi Delkima spali, podbiegł szybko do kija i mówi : jest pierwszy. Łowimy po drugiej stornie zbiornika, tam jest do 2m głębokości, ale w środkowej części jest ok 8m. Tak więc podczas holu ryba zeszła w głębsze partie wody i trudno było określić jej wielkość. Pomału holując Darek mówi do mnie : weź podbierak jest już przy brzegu. Na macie ląduje pierwsza rybka około 7kg. Bardzo nas ucieszyła ta ryba, bo przecież jesteśmy pierwszy raz, a tu po godzinie niespodzianka. Rybka wraca do wody, a my wywozimy. Tej nocy złowiliśmy koło 10 karpi podobnej wielkości, ale też spieliśmy chyba z 4- 5 szt. Dało mi to do myślenia o co chodzi, ale przy śniadaniu stwierdziliśmy że wszystkie ryby były zapiete- jak to się mówi za skórkę.  Darek skrócił włosy na zestawach, a ja oczywiście jak zwykle musiałeś coś innego zrobić.   

 

Zdj_cie068.jpg

 

                 Zamiast dwóch kulek założyłem trzy na dwóch zestawach , a na trzecim kiju skróciłem włos i założyłem kwadratową " kulkę" i przelotowy ciężarek, którego usprawniłem dodając koralik przy krętliku, aby się nie zakleszczał. Tym sposobem uzyskałem to, że ryba w pierwszym momencie nie czuje ciężarka tylko po chwili czuje ciężar swingera/ hangera, który już w pierwszej fazie lekko zacina rybę. Podnosząc wędkę lekko do góry docinamy rybę. Pierwsze brania uzyskałem na tę wędkę i  w ciągu godziny wyholowałem trzy ryby. Każda idealnie zapięta. Wielkość ryb bardzo podobna między 7-9kg. U Darka też są brania i żadnej spinki, czyli skrócenie włosa pomogło. Gdy zaczęło się ściemniać jakby ktoś ryby wyłączył, brania zanikły. Oczywiście jak to zwykle bywa w takich sytuacjach włącza się myślenie. Może przewieść zestawy  albo dosypać zanęty. Podejmiemy  decyzje, że dopłyniemy pontonem do około 30m od każdego zestawu i donęciliśmy tylko samymi kulkami . Tak też zrobiliśmy i po godzinie usłyszałem na swojej lewej wędce ( zestaw z trzema kulkami) po krótkim holu karp wielkości około 10kg ląduje w podbieraku. Po cichutku wywozimy i lądujemy na krzesełkach przy piwku. Kolacja zjedzona tylko czekać na zerowanie rybek. Po tej pierwszej dobie i tylu holach, bodajże 20-25, jesteśmy zmęczeni i idziemy do łóżka.  Około godziny 23-iej zaczęło się. Piękny wyjazd na zestaw znowu na trzy kulki. Zacinam rybę i czuję od razu że mamy do czynienia z czymś większym. Ryba strasznie wariuje, wołam Darka aby mi pomógł. Ale cisza, śpi jak zabity. Krzyczę, wsiadam w ponton i sam usiłuję coś zadziałać. Gdy dopłynąłem do ryby tak na 40 m pokazała kto tu rządzi. Środkiem jeziora zaczęła mnie na tym pontonie holować. Poczułem się jakbym był na nartach wodnych.  Dopłynąłem do 3/4 jeziora a ona dalej. Kątem oka widzę że ktoś się obudził na sąsiednim stanowisku. Krzyknął, że ma tan zestawy, ale ja próbowałem coś zrobić co miałem żyłkę przeciąć  ???. Ryba przez chwilę podniosła się od dna i nawrotka. Hol trwa i trwa a ja nie mogę nic zrobić. Z jednej strony cieszę się, ze może to być piękna ryba, ale już chciałem skończyć ten hol i właśnie w tym momencie spinka. Ostatni raz tak pomyślałem--na  drugi raz się w język ugryzę :-). Gdy dopłynąłem do brzegu przy namiocie stał już Darek i spytał co się dzieje. Opowiedziałem mu i oczywiście dostał ode mnie zjebki za nie obudzenie się, ale po chwili robimy razem wywózkę z myślą o drugiej takiej rybie.

 

Zdj_cie070.jpg10572089_815900545109741_8428731438597483686_o.jpg

 

 

 Darek obiecał, że się obudzi a jak nie to mam go za nogi wyciągnąć. Kolejne brania przychodzą jedne za drugim karpie wielkości 6-8kg, ale cieszymy się i z tego, bo jesteśmy pierwszy raz na tej wodzie. Z boku sąsiedzi też zmagają się z rybkami, widać że wszędzie zaczęło się wielkie żerowanie. Gdy po kolejnym, holu kładziemy się spać o 4 nad ranem budzi mnie znowu potężny odjazd. Tym razem zestaw przy trzcinach, ale też na trzy kulki i  historia się powtórzyła.  Darek znowu nieprzytomny jakby ktoś go wyłączył. Karp parkuje w trzcinach kładę wędkę na podpórkach i wyciągam tego luja z łóżka. Co się dzieje?- znowu mam dużą rybę, płyniemy. Gdy znajdujemy się przy trzcinach ryba jest około 4 metrów w głębi trzcin. Robimy co możemy aby ją rozplątać. W pewnym, momencie widzimy grzbiet ryby jest sporych  rozmiarów. Mamy podbierak ramowy, jednak nie możemy pontonem wpływać w tą gęstą trzcinę. Łódka na pewno by sobie lepiej z tym poradziła. Wejść do wody nie mogę bo w tym miejscu jest około 2,3m. Tak więc dalej kombinujemy, bo ryba jest tego warta i trzeba ją uwolnić. W pewnym momencie widzimy, że karp zerwał przypon i odpłynął. Stare trzciny są jak nóż, tną nawet plecionkę. Po tym jak ryba odpłynęła na siłę już wyciągnąłem zestaw. SZKODA. :-( Wracamy do brzegu już nie montuje zestawu, bo rano się zwijamy. Kładziemy się do łóżek i po 40 minutach zaczęła się znowu jazda. Czy my w ogóle się zdrzemniemy? Do  śniadania wyciągnęliśmy jeszcze 5 karpi na każdy kij po sztuce. Rano śniadanko i to co karpiarze lubią najbardziej z karpiowania -ZWIJANIE TEGO MAJDANU!!!   Gdy wracamy już do domu, podsumowujemy w samochodzie ten wyjazd.  Okazało się że wyciągnęliśmy około 40 karpi i spięliśmy chyba z 7 sztuk, tak więc ..... twierdzimy , że jak na pierwszy wyjazd na tę wodę to całkiem przyzwoicie.

Problemem jedynie był brak snu, ale  u mnie, bo Darek jak niedźwiedź spał i dwa razy nawet nawalił :) ,ale następnym razem mówił że nadrobi :-)

Postanowiliśmy sobie że za rok zrobimy też wypad chociaż jeden na tę przepiękną wodę. Może tym razem uda się wyholować tych starych mieszkańców wody :)) Zapraszam wszystkich  w imieniu Marcina na Samsieczno koło Bydgoszczy. WARTO !!!

Pozdrawiamy Darek i Piotr