Gosławice raz jeszcze!
Wypad na łowisko Gosławice był planowany już spory czas temu. Koledzy, z którymi byłem chcieli właśnie w czasie urlopu odwiedzić tę wodę. Darek pojechał dzień wcześniej, a my we trójkę Radek, Sebek i ja pojechaliśmy w czwartek. Po przyjeździe na miejsce, stanowisko nr.2 okupował nasz kolega i po pierwszej nocy zaliczył 3 brania karpi o wadze do 10 kg. Zapowiadało się obiecująco. Nasze stanowisko było zajęte i musieliśmy z Radkiem czekać do godziny 12-stej na zwolnienie się stanowiska. Sebek ogarniał się na dwójce, ponieważ miał łowić z Darkiem. Zanim weszliśmy na swoje miejsce chłopaki zdążyli wywieść zestawy. Zaczęli się też zjeżdżać inni karpiarze na stanowiska sąsiadujące z naszą jedynką i dwójką. Zaczynało robić się gęsto. To nic, zajmowaliśmy się rozkładaniem i to było bardziej ważne od innych rzeczy. Do godziny 15-stej udało nam się wywieść zestawy i w tym momencie Sebek z Darkiem nas odwiedzili. Zamieniliśmy kilka słów, a tu pierwszy odjazd u chłopaków i sprint na stanowisko. Wypływają po karpia , ponieważ hol do brzegu na tym stanowisku jest niemożliwy. Po krótkiej chwili wracają no i jest pierwszy karp. Żaden rekord, ale jak to my mówimy "każda ryba cieszy". Jest dobrze.(Powiem szczerze, gdy piszę ten artykuł mogę dużo namieszać, ponieważ tyle się działo, że moja pamięć może tego nie ogarnąć.) Po pierwszej dobie każdy z nas mógł być zadowolony, każdy miał po większej rybie od 15kg do 17kg w szczególności że to były karpie pełnołuskie.
Jest nieźle!!!, ale gdy inni karpiarze zobaczyli, że coś łowimy zaczęło się istne piekło. Wszyscy wyruszyli łódkami na wodę szukać nowych miejsc, wywozić po sto razy ten sam zestaw. Zamieszanie na wodzie spowodowało, że karpie chyba zakopały się w dnie zbiornika. Jedynie Sebek miał jeden z zestawów wywieziony na drugą stronę zbiornika, gdzie przy stanowisku nr. 17 nie było żadnych karpiarzy. Ta wędka systematycznie dawała ryby raz mniejsze raz większe. To pozwoliło Sebkowi cieszyć się z wędkowania. My stawaliśmy na głowie, aby coś wykombinować , żeby zwiększyła się nam ilość brań. Łowiliśmy ryby, ale jak na klasę tej wody niezadowoliły nas. Zmieniliśmy metody zanęcania, ale dalej z tym samym rezultatem. Stwierdziliśmy razem jednomyślnie, że musimy poczekać do tego czasu, aż jezioro troszkę spustoszeje od karpiarzy. Ja osobiście lubię kombinować , zmieniać smaki kulek, rodzaje przyponów, aby moim i nie tylko moim zdaniem nie miało to najmniejszego sensu. Karpiarze będący naprzeciw naszego stanowiska potrafili nawet w nocy o godzinie pierwszej, drugiej podpłynąć do naszych markerów i postawić z drugiej strony zestawy abyśmy nie widzieli co robią-TRAGEDIA- pseudo karpiarze!!! Przyszła niedziela rano. Wszyscy zaczęli opuszczać łowisko. Uśmiech pojawił się na naszych twarzach, jest super! Tak jak wcześniej mówiliśmy przyczynę mniejszej ilości broni była zbyt duża populacja wędkujących. Brania następowały jedno po drugim. Oczywiście ryby rozmaitego kalibru od mniejszych po piękne karpie 11-15kg.
Nasze twarze ogarnął pełen uśmiech, ale do pewnego czasu, gdy nasze ciała zmęczone kolejnymi braniami szybko słabły. Wykończyły nas te karpie z minuty na minutę, z godziny na godzinę. Nasze organizmy słabły do tego stopnia że nie chcialo się już nam wychodzić do brań. tego jeszcze nie było-A jednak!
Podsumowując wypad na Gosławice.
Atmosfera- na piątkę.
Ilość brań -końcówka na piątkę.
Jakość łowionych ryb - czwóreczka.
Tak więc jeśli ktoś nie było to niech spróbuje bo warto!!!
Pozdrowienia.
Radek, Darek , Sebek i ja Piter