SAMOTNA ZASIADKA
Jak to bywa w niektórych miesiącach przypadają jakieś święta, dni wolne od pracy i tak
się stało w maju , nadeszło Boże Ciało a że przypadło w czwartek można było sobie zrobic długi weekend.
W srode poszedłem do pracy ale że miałem krótką trase i dopisała pogoda postanowiłem wyjechać już w
środe popołudniu. Nad wodą zawitałem około 15:30. Wybrałem stanowisko nr.4 , jestone bardzo blisko drogi
leśnej z której mogłem ponosić sobie sprzet , ale w pierwszej kolejności zabrałem się za pompowanie pontonu.
Pompka była , nawet elektryczna ale bez rury nici z dmuchanka :-) . Co teraz ? Bez środka pływającego !!!!!!
Po chwili mnie oswieciło , przecież kolega Artur jast na Prezesówce, telefon do niego i po chwili znajduje się
na miejscu. W tym czasie pojawia się Leszek , który jest bardzo pomocną osobą i zaoferował mi swoją pomoc.
Zabiera się za noszenie sprzetu na stanowisko a ja zabieram się za pompowanie pontonu. ( Dziękuję LESZKU ).
Oczywiście odwdzięczyłem się i wypiliśmy sobie w trójkę zimnego BROWARKA. ( może dwa , albo trzy ........).
Ogarnołem całe stanowisko i przyszło wysądować miejsca. Poszło szybko bo już znalazłem miejsca na poprzedniej
zasiadce , ale są one bardzo małe więc trzeba to zrobić precyzyjnie. Markery postawione , zestawy lądują w wodzie.
Jest godzina 18-ta , na pierwsze branie musze czekac aż do 23;00--piekny odjazd. Próbuje holu z brzegu , manewruje
między pozostałymi zestawami i udaje sie , karp ląduje w podbieraku. Waga wskazuje 13,80 kg. Bardzo fajny początek.
Zakładam kulki i szybka wywózka a co najważniejsze po cichutku. Kłade się do łóżka i chasiu :-) . Jest bardzo ciepło
i komarów wiecej niż powietrza , istne utrapienie !!!. Zasypiam. O godzinia 1:15 nastepuje branie , na początku po
mału pojedyńcze pi..pi...., aż się zaczyna rozpedzac , gdy zaciołem rybę wiedziałem że nie jest to jakiś młodzieniec.
Ryba odjechała tak mocno na prawą strone , że nie zostało mi nic innego jak wskoczyć do pontonu i cheja za nim.
Ryba strasznie muruje do dna , nie daje się podnieść do powierzchni i pedzi jak lokomotywa przy dnie. Kątem oka
zobaczyłem że kieruje się w kierunku zatopionego drzewa----Oooo będzie problem !!!. Postanowiłem ze przez chwile
użyje bardzo siłowego , aby odciągnąć ją od tej przeszkody i udało się . Ryba aż pokazała sie na powierzchni , zerknołem
na nią i zobaczyłem że to niezły misiak :-). Ryba znowu zeszła w kierunku dna i pokazała swoją siłę . Teraz ona mnie
prowadziła. Zaciągneła mnie ze stanowisk nr. 4 aż na stanowisko 2. tam walka dobiegła końca--ryba uległa , a mój zestaw
wytrzymał tak siłowy hol. (( każdy wie że przypony to ja wiązać potrafie :-) )). Zaglądam do podbieraka a moim oczom
ukazuje się znana mi pojedyńcza łuska -- to Czarnobyl !!! Gdy dopłynołem do brzegu spojrzałem na zegarek była
godzina 1:55 tak wiec po odliczeniu płynięcia hol trwał około 35 minut--niezły czas. Waże rybę i na wyswietlaczu pokazują
się cyferki 22,92 kg !!! jest nowy rekord Mój i Tuszynka. Dokładnie po zważeniu worka 0,81 kg i po zaokrągleniu wychodzi: 22,100 kg
Jestem bardzo szczęśliwy , wkładam karpia do worka aby rano w dobrym swietle zrobić fotki. Pierwsza noc a tu takie niespodzianki!!!
W tym amoku ze są regularne brania już pierwszej nocy wywożę zestaw , aby zwiększyc szanse złowienia większej ilości ryb.
Puki ryby żerują. Na kolejne branie czekam do 6-tej rano. Tu już hol duzo spokojniejszy i rybę daje się holować z brzegu.
Po krótkim holu ryba ląduje w podbieraku. Ładny złocisty karpik. Waga wskazuje 10,5 kg --jest super , trzy ryby pierwszego dnia.
Rano sesja zdjęciowa i ryby w dobrej kondycji wracają do wody. Do godziny 13-tej nic się nie dzieje i postanawiam przewieść
zestawy na nowo. Około godziny 15-tej miła niespodzianka kolega Radek wraz z trzema kolegami odwiedza mnie i powiadamiają
że zostają na jedną nockę. Wypakowują ekwipunek grilowy i zapas różności mięsnych jak dla drużyny piłkarskiej---kto to zje ?
Opijamy spotkanie i delikatnie mój i Tuszynkowy rekord bo nie byłem przygotowany na ucztowanie , ale na nastepnej zasiadce
odbijemy sobie :-) . Wcześniej pomogłem Radkowi wywieść zestawy i czekaliśmy przy grilku na brania , ale na razie cicho.
Dobiega końca nasze imprezowanie i kładziemy sie spać. Pierwsze branie nastepuje na moim zestawie wybiegam z namiotu
i zacinam , czuję niezłą rybkę . Staram się holować z brzegu ale nie widzę podbieraka , wołam Radka ale jest barzdo zmęczony
i nie słyszy mojego wołania. Próbuje go znaleść i cofam się w kierunku lasu i tu niespodzianka wpadam w poślisk i nieudolnie
ratuje się przed upadkiem. Tym samym spinając rybę. No trudno każdej ryby nie mozna wyciągnąć to jej teren i ona wykożystuje
każdy błąd karpiarza. Sciągam zestaw, nie zmieniam kulek , zakładam PVA i tym razem z rzutu umieszczam zestaw w wodzie.
Nastepne branie u Radka jest godzina około 9-tej rano zacięcie i ryba gdzieś się zaczepiła. szybka decyzja i wsiadamy w ponton
i płyniemy do ryby. Gdy podpływamy , okozuje się że ryba zaparkowała w zatopionym drzewie--jak pech to pech--ryba oczywiście
spina sie i wracamy z pustym podbierakiem. Szkoda ale tak czasami bywa :-( . W południe Radek wraz z kolegami zbierają się do
domu , a ja zostaje sam na placu boju. I znowu od początku--przewożenie, czekanie , wypatrywanie oznak żerowania ryb , i
małe piwko dla ochłody. Kolejna noc przynosi mi 4 ryby , ale już troszkę mniejszych wielkości--myslę ze to mój błąd bo zmieniłem
sposób nęcenia , ale przecież każdy karp cieszy !!! Kolejna nocka , po powrocie do necenia z pierwszego dnia daje mi większe ryby
11,0 kg , 11,2 kg i przepiekną złocistą 15,1 kg. Jestem bardzo zadowolony. Zasiadka dobiega końca sumuje wynik i okazuje sie
ze udało mi się wypracować 10 ryb a w tym swój REKORD ŻYCIOWY !!! Jast Super !
A TERAZ TE CHOL.......NE ZWIJANIE TYCH GRATÓW-------KAŻDY Z NAS TO UWIELBIA ... :-)
Z pozdrowieniami PITER